Każdy w swoim życiu, miał gorsze i lepsze dni. Ten dzień,
już od samego rana był dla młodej arystokratki istnym koszmarem. Kiedy słońce
zawisło na bezchmurnym niebie i grzało mieszkańców swoimi ciepłymi promieniami,
Pansy siedziała w domu i słuchała kolejnego kazania swojego przyszłego męża. Rick postanowił zrobić swojej przyszłej małżonce miłą niespodziankę. Niespodzianką
była na pewno, ale czy miłą? O tym można było podyskutować. Dziewczyna
przeciągnęła się na swoim łóżku, niczym zadowolona kotka. Leniwie przeszła do
pozycji siedzącej i przetarła zaspane oczy. Lekko uchyliła najpierw jedną,
potem drugą powiekę. Od razu tego pożałowała, gdyż w progu stał nikt inny jak
jej przyszły mąż. Czy rodzice serio nie wiedzieli co ten facet z nią robił? Grymas
bólu wślizgnął się na jej nieskazitelną twarz. Niechętnie zeszła z miękkiego
materaca w gustownie urządzonej sypialni i powolnym krokiem udała się do
łazienki, nie zwracając najmniejszej uwagi na swojego narzeczonego. Umyła zęby,
rozczesała swoje długie, czarne włosy i zrobiła bardzo delikatny makijaż.
Włożyła na siebie wcześniej przygotowane rzeczy, a mianowicie szorty z jasnego
dżinsu, zwiewną koszule w kolorze jasnego różu, beżowe jazzówki i komplet
biżuterii. Strój był bardzo skromny i delikatny. Dziewczyna miała w zwyczaju
ubierać się odważniej ale utrudniała jej to obecność swojego surowego ojca i
nadwrażliwego narzeczonego. W takich właśnie chwilach przeklinała
swoją arystokratyczną rodzinę. Właśnie w takich sytuacjach wolałaby być szlamą. Przynajmniej mogłaby
sama decydować o swoim życiu i samodzielnie wybierać sobie mężczyzn z którymi spotykałaby się. Z
westchnieniem opuściła łazienkę. Od niechcenia rzuciła okiem w stronę drzwi, w
których stał Rick i przyglądał się jej krytycznym wzrokiem. Westchnęła
ciężko i posłała mu pytające spojrzenie.
- Co znowu? – zapytała, kiedy chłopak się nie odzywał.
- Co ty masz na sobie? – zapytał oschłym tonem. Dziewczyna
spuściła wzrok na swój strój, ale nie ujrzała tam nic nadzwyczajnego.
- Myślę, że ubranie, ale nie jestem w stu procentach pewna –
odpowiedziała z ironią.
- Nie żartuj sobie ze mnie – warknął zirytowany, na co
dziewczyna uśmiechnęła się najbardziej wymuszonym uśmiechem na jaki było ją w
tej chwili stać.
- Ależ kochanie – zaczęła słodko podchodząc do chłopaka.
Poprawiła mu kołnierzyk białej koszuli i zbliżyła swoją twarz do jego – będę
się ubierała jak chcę – warknęła i odeszła. Zdezorientowany chłopak przyglądał
się jej czynnością.
- Gdzie wychodzisz? – zapytał, kiedy Pansy zabrała swoją
beżową torebkę i spakowała do niej najpotrzebniejsze rzeczy.
- Nie twój zapchlony interes! – warknęła i próbowała wyminąć
go w drzwiach, jednak zagrodził jej wyjście ręką.
- Pytałem: gdzie idziesz? – powtórzył oschle.
- Chciałam iść z Kate na Pokątną. Mama mi kazała – skłamała.
Rick najwyraźniej jej uwierzył, bo nie zadawał zbędnych pytań. Teraz musiała
jak najszybciej znaleźć siostrę. Poszukiwania zaczęła od jej pokoju, jednak nie
zastała tam blondwłosej dziewczynki. Najpewniejsze było to, że zeszła już na
śniadanie, więc skierowała swe kroki w stronę jadalni. Przy dużym stole siedział obiekt jej zaciętych poszukiwań. Dziewczynka o
ciemnych blond włosach sięgających do pasa , wsuwała płatki z mlekiem, machając
przy tym swoimi krótkimi nóżkami, którymi nie dosięgała do podłogi. Miała na
sobie różową sukienkę i czarne botki. Wyglądała naprawdę dziewczęco i słodko. "Szkoda, że naprawdę taka nie jest" - przemknęło jej przez myśl.
- Idziemy na Pokątną – mruknęła Pansy przechodząc obok
siostry. Dziewczynka podniosła wzrok i z zaciekawieniem spojrzała na
brunetkę.
- Odezwała się w tobie siostrzana dobroć? Czy to może jakiś
akt łaski? Hmm... albo lepiej ! Dzień Dobroci dla poszkodowanych przez starsze siostry? – zadrwiła. „No co za wredne
dziecko!” – pomyślała zirytowana brunetka. Westchnęła ciężko.
- Jak nie chcesz to nie. Ale muszę ci coś powiedzieć –
powiedziała i usiadła naprzeciwko dziewczynki, ta posłała jej pytające
spojrzenie.
- Jak ja wyjeżdżałam do Hogwartu, to właśnie na Pokątnej
poznałam większość uczniów i w pociągu już wszystkich znałam – mruknęła niby od
niechcenia. Dziewczynka zamyśliła się na chwilkę, po czym odpowiedziała.
- To o której jedziemy? – zapytała słodko.
- Za pół godziny – powiedziała z uśmiechem triumfu.
Blondynka zjadła pośpiesznie śniadanie i już jej nie było. Pansy zawołała
swojego skrzata domowego i nakazała mu zrobić coś do jedzenie. Po kilku
minutach stał przed nią wielki półmisek zapełniony po brzegi naleśnikami.
Zjadła śniadanie w ciszy zastanawiając się gdzie znów podziała się jej matka.
Ale w sumie co ją to obchodzi? Po zwolnieniu ojca z Azkabanu dość często znikała, więc Ślizgonka powinna
się do tego przyzwyczaić. Kilka sekund później z góry zbiegła jej siostra z
listem w ręce.
- Co to? – zapytała.
- Lista potrzebnych rzeczy – odpowiedziała jej – Pansy?
- Hmm? – dała znać, że słucha.
- Czemu masz taki dobry humor? – zapytała nieśmiało.
- Uwierz mi, że jest wręcz przeciwnie – mruknęła. Skończyła
jeść naleśniki, kiedy skrzat przyniósł jej mocną kawę. Podziękowała skinięciem
głowy. Właśnie tego potrzebowała. Sączyła powoli czarny napój, nie zwracając
uwagi na zirytowaną blondynkę, która co kilka sekund narzekała na swoją powolną
siostrę. Oparła się plecami o blat w kuchni i przymknęła oczy. Jej spokój po
raz kolejny zakłóciła małolata.
- Kate! Czy ty możesz się przymknąć choćby na kilka sekund?!
– krzyknęła zirytowana artstokratka.
- No to się pośpiesz! – powiedziała rozjuszona i skrzyżowała
ręce na piersiach. Pansy westchnęła ciężko i ruszyła w stronę kominka w
przestronnym salonie.
- Idziesz czy nie? – zapytała oschle. Zdezorientowana
dziewczynka od razu pobiegła do siostry, a ta złapała ją za rękę i razem
zniknęły w zielonych płomieniach.
Poczuły znajome szarpnięcie w pępku. Kilka chwil później stały już w obskurnym
pubie zwanym Dziurawym Kotłem.
- Ale tu śmierdzi! – powiedziała głośno Kate. Barman Tom
zmroził ją spojrzeniem, po czym kontynuował przerwaną czynność, a mianowicie
wycieranie i tak brudnych szklanek. Starsza z sióstr stuknęła różdżką w ścianę, na
której po chwili znikąd pojawiło się przejście na zatłoczoną ulicę.
~***~
Nie da się opisać radości, jaką w tej chwili czuła Emily.
Euforia wypełniała ją od środka, począwszy od czubka głowy, skończywszy na
palcach u stóp. Czuła, że tego dnia uśmiech nie zejdzie jej z twarzy. Z impetem
rzuciła się na szyje starszej siostrze i pocałowała ją w policzek. W jej ślady
od razu poszła Alice.
- Kiedy kupimy różdżki? Dzisiaj? Proooszę, pójdźmy dzisiaj!
Pójdziemy? – dopytywała się Alice.
- No jasne, że pójdziemy! – krzyknęła uśmiechnięta Hermiona.
Dziewczynki rzuciły szybkie, ale za to głośne „dziękuję” i rozbiegły się do
swoich pokoi. Emily z impetem zatrzasnęła drzwi i zaczęła pośpiesznie szukać
czystej kartki i czegoś do pisania. Zawsze była porządna i odpowiedzialna, więc
chciała mieć wszystko jak najlepiej zaplanowane. Zgrabnym pismem zaczęła
zapisywać punkt po punkcie zaczynając od najważniejszego: różdżki, a kończąc na
pergaminach i piórach. Gotowa, spakowała kartkę do podręcznego plecaczka i z powrotem pognała w stronę kuchni, gdzie
czekała na nią Alice, która postanowiła się nie trudzić zapisywaniem
potrzebnych rzeczy i zdać się na własną głowę. Kilka chwil później dołączyła do
nich Hermiona, przerywając ich fascynującą rozmowę o Hogwarcie.
- Gotowe? – zapytała z uśmiechem.
- Tak! – odpowiedziały chórem. Dziewczynki pośpiesznie wyszły
z chłodnego domu na zalany słońcem chodnik. Hermiona zamknęła drzwi na klucz,
po czym dołączyła do sióstr. Słońce grzało dziś niemiłosiernie, nie zważając na
protesty mieszkańców Londynu. Jednak ani wysoka temperatura, ani rażące słońce
nie zdołały popsuć humoru pannom Granger. Wolnym krokiem ruszyły w stronę
przystanku autobusowego, oddalonego od ich domu jakieś 100 metrów. Spoceni
mężczyźni odklejali wilgotne koszule od pleców, a kobiety wachlowały się
gazetami, lub chowały pod kolorowymi parasolkami. Po jakiś dziesięciu minutach
czekania, nadjechał upragniony, a przede wszystkim: klimatyzowany autobus.
Kilka chwil później stały już pod znajomym pubem. Hermiona przywitała się z
Tomem i stuknęła w magiczną ścianę, a jej oczom ukazało się przejście na ulicę
Pokątną. Po śmierci Czarnego Pana wszystko wróciło do normy. Sklepy zostały na
nowo otwarte, a ludzie nie boli się już tu przychodzić. Cała trójka przecisnęła się
przez tłum i stanęła w ustronnym miejscu, żeby nie przeszkadzać przechodnim.
- To gdzie najpierw? – zapytała Hermiona.
- Różdżka! Chodźmy kupić różdżkę, dobrze? – powiedziała
uradowana Emily.
- No jasne, chodźmy do Olivandera – powiedziała Miona.
Dziewczynki ruszyły w stronę małego sklepiku znajdującego się najbliżej ich.
Otworzyły drzwi z cichym skrzypnięciem. Ich oczom ukazał się mały sklepik
zapełniony po brzegi małymi pudełeczkami z magicznymi patyczkami.
- Panna Granger! Miło mi panią gościć w moich skromnych
progach! W czym mogę pomóc? – zapytał mężczyzna średniego wieku. Na okrągłej
głowie miał burzę siwych włosów, a sam się lekko garbił. Jego pomarszczoną
twarz wykrzywił serdeczny uśmiech.
- Dzień dobry panie Olivander, potrzebuję różdżki, a raczej
dwóch – powiedziała i wskazała podbródkiem na dziewczynki.
- Oczywiście, oczywiście – mruknął – zaraz wracam –
powiedział i już go nie było. Alice i Emily wymieniły zdziwione spojrzenia, po
czym zachichotały cicho. Hermiona położyła im ręce na ramionach, dając im tym
znak, że zachowują się nieodpowiednio. W tym momencie pojawił się pan Olivander.
Tak przynajmniej myślały, bo twarz ukrytą miał za stosem małych pudełeczek,
który trzymał na rękach.
- To może ty pierwsza, jak masz na imię? – zwrócił się do
jednej z sióstr, kiedy odłożył różdżki na drewniany blat.
- Alice – powiedziała z dumnie uniesioną głową. Mężczyzna
podał jej pięknie rzeźbioną różdżkę. Dziewczynka machnęła patyczkiem, a szyby z
okien pękły z głośnym hukiem.
- Nie, nie, nie, to nie to – mruczał pod nosem. Podał jej
jeszcze kilka innych różdżek, jednak dopiero za szóstym razem znalazła swój
ideał, a sklep Olivandera już prawie się rozpadał. Alice przypasował włos
willi, wierzba płacząca, 10 cali, średnio giętka. Z Emily poszło o wiele
szybciej, bo już za pierwszym razem. Rdzeń z ogona jednorożca, dzika róża, 10 i
pół cala, bardzo elastyczny wydawał się pasować do ręki i umiejętności
dziewczyny. Grzecznie podziękowały i zapłaciły, po czym zadowolone opuściły
sklep.
-Gdzie teraz idziemy? – zapytała Alice.
- Wy możecie pójść do Madame Malkin po szaty, a ja pójdę
kupić wam książki, dobrze? – zaproponowała.
- Dobrze! – powiedziały uradowane, po czym po wskazaniu
drogi przez Hermionę, ruszyły zatłoczoną ulicą. Brązowowłosa stała tam przez
chwilę i patrzyła na śmiejące się dziewczynki, po czym sama udała się w
przeciwnym kierunku. W Esach i Floresach kupiła trzy zestawy podręczników i
kilka ciekawych książek dla siebie i dla sióstr. Zadowolona z siebie wyszła z
księgarni i skierowała się do apteki, gdzie kupiła potrzebne eliksiry i fiolki.
Zostało jej jeszcze trochę czasu do spotkania z dziewczynkami, więc zajrzała do
lodziarni Floriana Fortescue trochę wcześniej.
~***~
Alice i Emily maszerowały dzielnie słoneczną ulicą,
uśmiechając się przy tym do każdej napotkanej osoby. Ich uśmiech był tak
zaraźliwy, że nawet najbardziej zdołowani ludzie nie mogli go nie odwzajemnić.
Po kilku minutach doszły do celu, a mianowicie do sklepu „Madame Malkin – szaty
na wszystkie okazje”. Uchyliły delikatnie drzwi, które uruchomiły mały
dzwoneczek. W środku nie było zbyt dużo osób, więc starsza
kobieta, zapewne Madame Malkin, podeszła do dziewczynek z uśmiechem na
twarzy. Otarła pot z czoła i przygładziła swoją fiołkową sukienkę.
- Hogwart? – zapytała bez wcześniejszych ceregieli.
- Tak – przytaknęły.
- Chodźcie za mną – powiedziała i ruszyła w stronę drugiego
pomieszczenia, a dziewczynki razem z nią. Po chwili stały już w małym pokoju
zaopatrzonym jedynie w podwyższenie na środku i kilka krzeseł pod ścianą.
- Która pierwsza? – zapytała kobieta.
- Ja! – odpowiedziały równocześnie.
- Nie! Ty byłaś pierwsza kupić różdżkę! Teraz ja! –
krzyknęła rozjuszona Emily. Alice wzruszyła ramionami i ze zmarszczonym noskiem
podreptała w stronę krzeseł. Była tak zajęta „kłótnią” z siostrą, że nie
zauważyła rozbawionego chłopca siedzącego na jednym z nich. Zajęła miejsce
obok niego i przyglądała się siostrze, która właśnie mierzyła czarną szatę.
- Też do Hogwartu? – zagadnął blondwłosy chłopak. Dziewczyna
przyjrzała mu się dokładniej. Miał jasnoniebieskie oczy i ciemne blond włosy
zaczesane na lewą stronę.
- Tak – odpowiedziała z uśmiechem.
- Jestem Matty Digger – przedstawił się.
- Alice Granger, miło mi – odpowiedziała mu – jesteś tu sam?
- Nie, moja mama kręci się gdzieś na Pokątnej i załatwia
różne sprawy – mruknął. Dziewczynka przytaknęła głową.
- A ty? – zapytał.
- Nie, razem z Emily przyszłyśmy ze starszą siostrą, ona też
chodzi do Hogwartu – powiedziała. Rozmawiali jeszcze przez chwile, kiedy
przyszła kolej Alice, a jej miejsce zajęła Emily.
- Cześć, jestem Matt Digger – uśmiechnął się – będziemy
razem na jednym roku.
- Emily Granger, miło cię poznać – powiedziała i uścisnęła
wyciągniętą dłoń chłopca. Dziewczynka przyjrzała mu się uważniej. Miał na sobie
zielone spodnie i koszulę w jasną kratę. "Wygląda naprawdę ładnie" - przemknęło jej przez myśl.
- Kupiłeś już różdżkę? – zapytała dziewczyna.
- Tak. Włókno ze smoczego serca, 11 cali, dąb – powiedział z
podniesioną głową – a ty?
- ogon jednorożca, dzika róża… - nie dane jej było
dokończyć, ponieważ przerwało jej głośne „auć” jej siostry, którą panna Malkin
przypadkowo dźgnęła igłą.
- Może pani trochę uważać?! – krzyknęła rozjuszona. Emily i
Matt zachichotali pod nosem, ale szybko przestali, kiedy napotkali wzrok Alice,
godny rozwścieczonego Bazyliszka. Kiedy i ta już była gotowa, cała trójka
opuściła sklep.
- Śpieszysz się gdzieś? – zwróciła się do chłopaka, Emily.
- Nie, a co? – odpowiedział lekko zdziwiony.
- Może chciałbyś pójść z nami do lodziarni? – zaproponowała
Alice.
- Hermiona nie będzie miała z tym problemu – dodała kiedy
zauważyła, że chłopak się wacha.
- No dobra, chodźmy – powiedział z uśmiechem. Szli szeroką
ulicą obładowani najróżniejszymi torbami i śmiali się przy tym na całe gardło.
Nim się obejrzeli, stali już przed szklanymi drzwiami lodziarni Floriana
Fortescue. Weszli do środka z promiennymi uśmiechami. Od razu powitał ich przyjemny
chłód i zapach truskawkowych lodów. Rozejrzeli się wokoło szukając brązowych
loków, ale zamiast nich znaleźli rudą czuprynę.
- Ginny! – krzyknęły równocześnie i rzuciły się dziewczynie
na szyję. Lekko zdezorientowana rudowłosa uśmiechnęła się szeroko i objęła
dziewczyny.
- Stęskniłam się! Ile się nie widziałyśmy? Dwa miesiące? –
zapytała.
- Nie wiem, nie liczę – uśmiechnęła się Alice.
- Ładnie wyglądasz – powiedziała Emily.
- Oh, bo się zarumienię – powiedziała uśmiechnięta Ruda.
- Cześć, a ty jesteś…? – Hermiona zwróciła się do chłopca.
Jednak nim zdążył odpowiedzieć, wyprzedziła go Alice.
- To Matt. Matt Digger, będzie z nami chodził do pierwszej
klasy – powiedziała na wydechu. Brązowowłosa uśmiechnęła się do chłopca
serdecznie.
- Hermiona Granger – przedstawiła się i wyciągnęła rękę.
- Miło mi – powiedział uprzejmie i uścisnął dłoń dziewczyny.
- Ginny Weasley – powiedziała Ruda.
- Siadajcie wszyscy – powiedziała Hermiona i wskazała na
duży, biały stolik przy oknie z widokiem na całą ulicę. Wszyscy posłusznie
zajęli miejsca i zajęli się studiowaniem menu. Kiedy cała piątka wybrała już
deser, Alice zaproponowała, że zamówi i przyniesie wybrane desery. Nie zważając na
protesty podeszła do baru i stanąwszy na palcach, zaczęła mówić:
- Ja poproszę dwie czekoladowe bomby, truskawkowy raj,
egzotyczną dżunglę i leśną tęczę – powiedziała na wydechu. Staruszka za ladą
uśmiechnęła się najwyraźniej rozbawiona całą sytuacją, po czym zniknęła na
zapleczu. Brunetka zajęła miejsce na wysokim hokerze i czekała na swoje
zamówienie, czytając różne przepisy na desery. Nie minęły dwie minuty, jak
kobieta postawiła przed nią tacę z pięcioma wielkimi deserami. Dziewczynka
przełknęła głośno ślinę i spojrzała na najdalszy stolik przy którym siedziała
pozostała czwórka. Z westchnieniem zeszła z siedzenia i wzięła do rąk ciężką
tacę. „To nie może się dobrze skończyć” –
pomyślała. Zrobiła pierwsze trzy kroki całkowicie na oślep, gdyż wysokie
pucharki z lodami całkowicie zasłaniały jej widoczność. Zrobiła kolejne dwa ,
gdy poczuła jak zderza się z czymś twardym. W całym pomieszczeniu nastała
głucha cisza przerwana jedynie głośnym, przeraźliwym, dziecięcym piskiem i
dźwiękiem tłuczonego szkła.
~***~
Draco Malfoy obudził się dość późno, bo po 13:00. W sumie to
co się dziwić? Wczoraj razem z Blaise’m miał „małą” libację alkoholową.
Przeciągnął się na łóżku z niemożliwym bólem głowy. Z przerażeniem stwierdził,
że nie jest sam. Gwałtownie przeszedł do pozycji siedzącej, co skomentował
cichym syknięciem bólu. Nie wiedział co było dla niego dziwniejsze. To, że
leżał ze swoim przyjacielem w jednym łóżku, czy to, że ten ma na sobie jedynie
różową piżamkę z króliczymi uszami i okrągłym ogonkiem. Nie wiedząc co ma ze
sobą zrobić, wybrał najprostszą opcję, a mianowicie wybuchł głośnym i
niepochamowanym śmiechem, czego zaraz pożałował. Zaklął cicho pod nosem i
zaczął budzić przyjaciela. Usłyszał tylko jakieś ciche pomruki i wyłapywał
tylko pojedyncze słowa takie jak „zostaw”, „mamo” czy „delikatniej proszę”.
Zirytowany blondyn wziął swoją różdżkę z półki nocnej. Mruknął cicho zaklęcie augamenti, a z jego różdżki wydobył się
mały strumień wody, który skierował na twarz przyjaciela. Chłopak zerwał się
jak oparzony i zaspanym wzrokiem błądził po pokoju. Draco nieumiejętnie tłumił
chichot.
- Co tu się kurwa… - zaczął, ale kiedy zobaczył swoje
odbicie w lustrze, stanął jak wryty.
- Od kiedy robię za palyboy’a? – zapytał z uśmiechem na
ustach i pokręcił swoim różowym tyłkiem. Tleniony pokręcił głowa z dezaprobatą,
ale kąciki jego ust uniosły się ku górze.
- Diable, pamiętasz coś? – zapytał Malfoy i przejechał
dłonią po swoich miękkich, blond włosach.
- No pewnie! Wszystko, oprócz tego momentu, w którym
zakładałem… to coś – powiedział.
- Serio? – zdziwił się – mi film się urywa przy rozpoczęciu
pokera…
- Z jednej strony dobrze, że niczego nie pamiętasz –
przyznał Zabini – byłeś tak nawalony, że szkoda gadać.
- Weź przestań, na pewno nie byłem aż tak pijany.
- Stary, wrzuciłeś moją matkę do basenu i krzyczałeś „uwolnić
orkę” – powiedział rozbawiony.
- O kurwa! Nie gadaj, co z nią? – zapytał przerażony.
- Nic, a co ma być? Odpłynęła na wolność – przyznał tłumiąc
chichot.
- Blaise, pytam się na poważnie – powiedział zirytowany.
Blaise podniósł ręce w obronnym geście.
- Żyje i ma się dobrze, tylko na twoim miejscu nie
pokazywałbym się jej przez jakiś tydzień – mruknął rozbawiony. Draco pokręcił
głową z niedowierzeniem i mruczał pod nosem o tępocie rozprzestrzeniającej się na świecie i debilizmie ludzi, z którymi
się zadaję. Te wakacje spędzał w domku letniskowym Blaise’a na Wyspach
Kanaryjskich. Dzisiaj był dzień powrotu do domu, z powodu załatwienia kilku spraw
związanych ze szkołą. Wyszedł z sypialni swojego przyjaciela, a sam wszedł do
pomieszczenia na przeciwko, czyli swojego tymczasowego pokoju, który był niemal identyczny, do tego Blaise'a. Wyjął z walizki
czyste rzeczy i skierował się do łazienki, gdzie wziął szybki prysznic, umył
zęby i przemył twarz zimną wodą. Wysuszył się za pomocą zaklęcia i tym samym
sposobem usunął worki pod oczami. Założył czarne rurki niskie w kroku i luźny,
biały T-shirt w serek.. Platynową grzywkę zostawił w artystycznym
nieładzie . Zadowolony z siebie wyszedł z łazienki. Zerknął jeszcze za okno i z
uśmiechem stwierdził, że zapowiada się chłodniejszy dzień, co idealnie działało
na jego pustynie w buzi i ból głowy. Słońce już wisiało wysoko na bezchmurnym
niebie i odbijało się od lekko falującej tafli morza. Z ironicznym uśmiechem na
twarzy wyszedł z pokoju niemal w tym samym czasie co jego przyjaciel. Zmierzyli
się wzrokiem od góry do dołu.
- Przegiąłeś – powiedział Draco z cynicznym uśmieszkiem
widniejącym na twarzy. Blaise był jego prawie idealną kserokopią. Identyczna
mleczna cera, wzrost, waga, nawet rysy twarzy mieli podobne. Jedyną zauważalną
z daleka różnicą było to, że Draco miał platynowe włosy i szaroniebieskie oczy,
a Blaise intensywnie niebieskie oczy i kruczoczarne włosy. Podobieństwo
podkreślał fakt, że dzisiaj ubrali się dokładnie tak samo, jedynie kolory mieli
odwrócone. Blaise w czarnej bluzce i białych spodniach, a Malfoy odwrotnie. Zmierzyli się wrogim spojrzeniem, by po
chwili wybuchnąć niepochamowanym śmiechem, który został przerwany lekko
zachrypniętym krzykiem pani Zabini.
- Blaise! Draco! Śniadanie! – krzyczała z dołu.
- Czyżbym słyszał śpiew orki o poranku? – zadrwił Blaise, za
co dostał mało delikatnego kuksańca w ramię.
- Auć! Za co to? – zapytał rozcierając obolałą część ciała.
- Ty już dobrze wiesz za co – mruknął, ale na twarz wkradł
się lekki, ironiczny uśmieszek. Razem zeszli po drewnianych schodach. Kilka
chwil później znaleźli się w małej kuchni i zajadali omlety. Zastała krępująca
cisza, którą przerwała kobieta.
- o której wyjeżdżacie? – zapytała. Draco i Blaise wymienili
zdziwione spojrzenia.
- Wyjeżdżamy? – zapytał Zabini – To ty nie jedziesz? –
zdziwił się.
- nie ma mowy, nie miałam ani chwili odpoczynku! A zwłaszcza
wczoraj – spojrzała znacząco na Dracona, a ten odpowiedział jej swoim firmowym,
ironicznym uśmiechem.
- To jak? O której wyjeżdżacie? – powtórzyła.
- Ja zaraz, muszę coś pilnie załatwić – mruknął Draco.
- To ja razem z tobą, mój drogi Dracze – powiedział Zabini.
Kobieta pokręciła głową i mruknęła coś pod nosem. Po śniadaniu, dwójka
chłopaków zajęła się pakowaniem swoich walizek, co nie zajęło im zbyt wiele
czasu. Bo w końcu od czego jest magia, prawda? Za pomocą prostego zaklęcia,
Draco, wysłał swoje bagaże do Malfoy Manor, a sam teleportował się na Pokątną.
Pierwsze co zrobił to udał się do apteki po kilka fiolek eliksiru na kaca, bo
przecież z takim bólem głowy nie da się funkcjonować. Wypił dwie porcję i od
razu poczuł jak ból znika jak ręką odjął. Już z nieco lepszym humorem poszedł
do Borgina & Burkes’a. Wymknął się tam najdyskretniej jak mógł. W sumie to
po co? W oczach ludzi i tak już zawszę będzie zwykłym Śmierciożercą. Nie ważne
czy pomógł Potterowi w tej zasranej wojnie, on zawsze będzie zły, prawda?
Ludzie to hipokryci. Ale Draco cieszył się z takiej opinii. Jedyne co go
wkurzało to święty Potter i jego przyjaciele, zbawcy świata. Wybraniec nic nie
wie o wojnie. On nic nie wie. Ale przecież jest Wybrańcem. Draco na samą myśl
prychnął pogardliwie. Otworzył drzwi z cichym skrzypnięciem. Jego oczom ukazał
się stary, zapełniony po brzegi sklep z czarno-magicznymi rzeczami. Jak był
mały, to miejsce go przerażało , teraz, ma to gdzieś. Przeżył w życiu zbyt
wiele, żeby takie miejsce wywoływało u niego choćby cień strachu. Dostojnym
krokiem podszedł do lady, gdzie uruchomił dzwoneczek wzywający sprzedawcę, w
tym przypadku – Borgina. Mężczyzna wyszedł zza zaplecza i przywitał się z
chłopakiem.
- Dracze! Jak miło cię widzieć? Co tym razem? – zapytał z
kpiącym uśmieszkiem.
- Chcę to sprzedać – powiedział i wyjął z kieszeni srebrny
sygnet. Sprzedawca przyjrzał mu się dokładnie.
- Ależ Draco, to sygnet twojego ojca, co ja mam z nim
zrobić? – powiedział z przerażeniem.
- Gówno mnie to obchodzi. Możesz spalić, rzucić klątwę albo
dać babci Krysi na urodziny – warknął i wyszedł ze sklepu trzaskając drzwiami.
- Draco! A pieniądze? Przecież to jest warte tysiące
galeonów… - mruknął, ale odpowiedział mu głośny trzask drzwi. Tleniony z maską
obojętności opuścił ulice Śmiertelnego Nokturnu. Udał się na Pokątną, gdzie
miał spotkać się z Blaisem. Miał jeszcze trochę czasu, więc zajrzał do „Markowego sprzętu do Quidditcha” . Było
to jedyne zajęcie gdzie mógł być naprawdę sobą. Kochał szybować na swojej
miotle o świcie, a czasami też o zmierzchu. Wtedy nie musiał udawać kogoś kim
nie jest. W sklepie kupił tylko najdroższy preparat do czyszczenia trzonka
miotły. Zadowolony z siebie opuścił pomieszczenie. Zerknął na czarny zegarek,
który spoczywał na jego prawym nadgarstku. Stwierdził, że nie ma sensu chodzić
po Pokątnej, więc od razu poszedł w umówione miejsce, a mianowicie do lodziarni
Floriana Fortescue. Otworzył szklane drzwi i ujrzał dość niecodzienny widok.
Jedna mała dziewczynka, cała pobrudzona lodami warczała na drugą, którą
trzymała jakaś brązowowłosa dziewczyna.
- Głupia szlamo! Zapłacisz mi za tę sukienkę! – wrzeszczała
blondynka i już chciała rzucić się na drugą dziewczynkę, kiedy powstrzymała ją
Pansy. Pansy?! Co ona tu robi!? Skoro Pansy, to tą młodszą musi być ta mała,
wredna jędza - Kate. Draco z kpiącym uśmieszkiem oparł się o ścianę i z
założonymi rękami przyglądał się całej scenie.
- Nie mów do niej szlamo pusta idiotko! – krzyknęła trzecia
dziewczynka, która wyglądała jak klon brunetki.
- Emily! Wyrażaj się! – krzyknęła Granger. Zaraz, zaraz!
Granger?! Co tu do chuja robi Granger?!
- Ale ona obraża Alice! – wrzasnęła rozjuszona Emily. Kate
nadal szarpała się z Pansy, która próbowała ją uspokoić.
-Puść mnie! Przecież nie dotknę tej szlamy! – krzyknęła
blondynka. Pansy puściła swoja siostrę, a ta zmroziła spojrzeniem brunetkę.
- Jeszcze bym coś złapała – mruknęła. Miarka się przebrała.
Alice rzuciła się na młodą arystokratkę z takim impetem, że teraz dwie leżały na
podłodze i nawzajem ciągnęły się za włosy. Do akcji wkroczyła siostra Alice i
jakiś mały chłopiec, którego Draco nie kojarzył. Wyglądało to dość komicznie.
Blondyn nawet nie zauważył, kiedy do lodziarni wszedł Diabeł.
- mogłabyś trzymać tą twoją pojebaną rodzinkę na smyczy! –
krzyknęła Pansy. Granger, która wcześniej próbowała odciągnąć od siebie czwórkę
dzieci, podeszła wolnym krokiem do Pansy.
- Odszczekaj to! – warknęła.
- Niby co? Mam przeprosić twoją szlamowatą rodzinkę? Chyba
śnisz – syknęła czarnowłosa.
- Ja przynajmniej mam rodzinę. Kiedy odwiedzisz swoją w
Azkabanie? – zadrwiła Hermiona. Nawet nie wiedziała, że trafiła w czuły punkt
Pansy. Dziewczyna rzuciła się na nią z pazurami. Nawzajem zaczęły się szarpać
za włosy. Tym razem to młoda Weasley, której Draco wcześniej nie zauważył,
próbowała je rozdzielić.
- Draco, może im pomożemy? – mruknął Blaise.
- po co, Diable? Zostaw je – powiedział z kpiącym uśmiechem. Ten tylko
machnął ręką jakby odgarniał muchę i podszedł najpierw do walczących dziewczyn
i jednym ruchem ręki je rozdzielił. Granger miała potargane włosy i rozcięty
policzek, co najprawdopodobniej było sprawką długich paznokci Pansy. Ta druga
była w niego gorszym stanie, bo z nosa ciekła jej stróżka krwi, a pod okiem
miała wielkiego sińca. Draco nie mógł uwierzyć, że dziewczyny mogły się tak
urządzić. Zabini trzymał trzęsącą się ze złości, Pansy, a Ruda zajęła się
Hermioną. Dzieci nie trzeba było rozdzielać, bo kiedy zobaczyły w jakim stanie
są ich siostry, przerwały szarpaninę z własnej woli.
- Nic ci nie jest? – zapytała zatroskana Emily.
- Nie – odpowiedziała Hermiona mierząc Pansy nienawistnym
spojrzeniem – wychodzimy – warknęła i ruszyła w stronę drzwi. Nie było to
jednak takie łatwe, bo zastawiał je im rozbawiony Draco.
- No, no, szlama się wkurzyła, a gdzie pozostała dwójka
zbawicieli świata? – zadrwił.
- Nie twój zasrany interes, zasrany pojebany, tępy, wkurwiający, brzydki , niewyrzyty Śmierciożerco – warknęła
zła. Draco momentalnie zmienił wyraz twarzy. Jego oczy ciskały gniewne
błyskawice, a twarz schował za maską obojętności.
- Z szacunkiem, szlamo – syknął. Dziewczyna prychnęła
pogardliwie.
- Na szacunek trzeba sobie zasłużyć - odwarknęła i wyminęła go w drzwiach, a za
nią wyszły bliźniaczki, które mierzyły go nienawistnym spojrzeniem, chłopak i
Ruda, która zamykając za sobą drzwi, uderzyła Malfoya szklaną ramą w
bark. Draco zacisnął zęby i podszedł do
rozjuszonej Pansy, jej siostry i Zabiniego.
- Zabiję tą głupią szlamę. Co ona sobie niby wyobraża!?
Pożałuje tego. Na pewno tego pożałuje – mruczała pod nosem.
- Uspokój się Parkinson, bo wyglądasz jak mops z wścieklizną
– powiedział rozbawiony całą sytuacją Zabini.
- Niech ta szlama sobie nie myśli, że puszcze jej to płazem
– powiedziała rozzłoszczona – idę do domu – warknęła i już jej nie było. Blaise
pokręcił głową z dezaprobatą.
- Jak tam Smoku? Załatwiłeś wszystko co miałeś załatwić? –
zapytał Blaise przerywając ciszę.
- Mhm – mruknął.
- Idziesz do siebie? – zapytał po chwili brunet.
- Taa – powiedział i bez pożegnania wyszedł z lodziarni.
Blaise wypił mrożoną kawę i także opuścił lokal.
~***~
Hermiona była tak wściekła, że przez całą drogę do domu nie
odezwała się ani słowem. Dziewczynki też wyczuwały napiętą atmosferę, więc
milczały jak zaklęte, co ani trochę nie było w ich stylu. Kiedy tylko weszły do
domu, rzuciły się do swoich pokoi. Hermiona postanowiła się trochę ogarnąć,
więc ruszyła do swojej sypialni, a z niej do łazienki. Do ogromnej wanny
napuściła gorącej wody i dolała olejku o zapachu hiacyntów. Zrzuciła
zakrwawione i poszarpane ubranie, po czym cała zanurzyła się w ciepłej cieczy.
Od razu poczuła jak spięte mięśnie rozluźniają się stopniowo. Oparła głowę o
brzeg wanny i przymknęła powieki. Relaksowała się tak przez jakieś 15 minut,
później umyła ciało i włosy szamponem brzoskwiniowym. Wypoczęta wyszła z wanny
i wytarła się dokładnie puchowym ręcznikiem. Czekoladowe włosy osuszyła za
pomocą różdżki. Przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze. Zobaczyła
tam dziewczynę o nienagannej talii, płaskim brzuchu i zgrabnymi, długimi
nogami. Lekko falowane, czekoladowe włosy prawie sięgające talii, spływały
lekkimi falami na plecy i ramiona. Miała mały, zgrabny nosek, który był
delikatnie zadarty. Duże, bystre czekoladowe oczy wpatrywały się w płaską
powierzchnie lustra, a usta wykrzywione były w lekkim uśmiechu. W samym
ręczniku opuściła łazienkę i weszła do garderoby. Tam wzięła czystą bieliznę i
ubrania, a mianowicie szare spodnie dresowe, czarny T-shirt i trampki. Włosy
związała w koński ogon z tyłu głowy <klik>. Wyszła ze swojej sypialni i ruszyła w
stronę swojego ulubionego pokoju – biblioteki, która jest jedynym
pomieszczeniem powiększonym magicznie. Kochała tam przesiadywać. Może i się
zmieniła, ale czytać książki kochała zawsze i to się nigdy nie zmieni. Otworzyła
drewniane drzwi i weszła do środka. Do jej nozdrzy uderzył zapach pergaminu i
kurzu, który mimo wszystko kochała. Wyjęła z półki jedną ze swoich ulubionych,
mugolskich książek – „Duma i Uprzedzenie”.
Kilka minut później spała smacznie w niebieskim fotelu w książką w ręce.
~***~
Emily siedziała w swoim pokoju i po raz kolejny oglądała
swoja nową różdżkę. Nie mogła się doczekać, aż w końcu nauczy się jakiegoś
zaklęcia i będzie mogła ją wypróbować. Odłożyła magiczny patyczek na biurko,
uważając przy tym, żeby nie uszkodzić, albo choćby porysować jej nowo nabytego
skarbu. Resztę rzeczy zostawiła w torach, żeby do końca wakacji się nie
zakurzyły. Przebrała się w piżamę i rozczesała swoje kasztanowe włosy. Szczerze
się zdziwiła, kiedy Hermiona nie zawołała ich jeszcze na kolację. Zaciekawiona
i trochę zaniepokojona weszła do jej sypialni. Nie było jej w łóżku, ani przy
biurku, więc zapukała w drzwi łazienki. Nic. Wystraszona sprawdziła jeszcze garderobę.
Pusto. Swe kroki skierowała do pokoju Alice, która jak się okazało, słuchała
muzyki i grała na komputerze.
- Alice! – krzyknęła stojąc w drzwiach. Nie odpowiedziała.
- Alice! – krzyknęła jeszcze głośniej. Nic. Dziewczynka
pokręciła głową z dezaprobatą i podeszła do siostry. Zdjęła jej słuchawki z
głowy. Ta odwróciła się leniwie.
- Mówiłaś coś? – mruknęła ziewając.
- Nie ma Hermiony – powiedziała cienkim głosikiem.
- Nie przesadzaj, na pewno gdzieś jest – powiedziała
stanowczym tonem i znów założyła słuchawki na uszy. Zirytowana Elimy ponownie
je zdjęła.
- Niczego nie rozumiesz? Nie ma jej! Sprawdzałam wszędzie!
- Sypialnia? Łazienka? Garderoba? Kuchnia? Salon? – pytała.
Emily pokręciła głowa.
- Nigdzie – powiedziała dobitnie. Alice westchnęła i
oderwała się od komputera. Przeszukały jeszcze raz wszystkie pomieszczenia.
Emily w pewnym momencie zatrzymała się i walnęła otwartą ręką w czoło.
- ale my głupie! – mruknęła. Siostra posłała jej zdziwione
spojrzenie.
- Przecież jest jeszcze biblioteka! – westchnęła. Dziewczyny spojrzały po sobie i ruszyły na
górne piętro. Otworzyły cicho drzwi i zajrzały do środka. Hermiona spała słodko
na niebieskim fotelu z podkurczonymi nogami.
- Herm… - zaczęła głośno Alice, ale Emily zakryła jej usta
dłonią.
- Ciszej! Nie widzisz, że śpi? – syknęła szeptem.
- Ale ja jestem głodna! – szepnęła do siostry.
- Same sobie coś zrobimy! – powiedziała i cicho podeszła do
starszej siostry. Wzięła do rąk biały koc i nakryła brunetkę, a ta uśmiechnęła
się delikatnie przez sen. Bliźniaczki opuściły pomieszczenie i zeszły na dół.
- Umiesz coś gotować? – zapytała, kiedy znalazły się w
kuchni. Emily wzruszyła ramionami.
- Umiem zrobić herbatę i tosty – powiedziała.
- Super! To ja chcę z serem i pieczarkami! – powiedziała i już
chciała ruszyć do swojego pokoju, gdy Emily złapała ją za tył koszulki.
- Nie, nie, nie! Ja robię dla siebie i ty też! – powiedziała
stanowczo. Alice tylko westchnęła ciężko, ale zabrała się za robienie jedzenia.
Kiedy talerze już były puste, a kuchnia posprzątana,
bliźniaczki rozeszły się do swoich pokoi i posłusznie poszły spać.
~***~
W końcu! Już nie mogłam się doczekać! I się nie rozczarowałam, gdyż wiedziałam, że po TAKIM prologu Rozdział 1 musi być fenomenalny. No i jest!
OdpowiedzUsuńRozwaliłaś mnie tym:
- Stary, wrzuciłeś moją mamę do basenu i krzyczałeś „uwolnić orkę” – powiedział rozbawiony.
Hahahaha, o Boże. Mam nadzieję, że będzie te 15 komentarzy, bo nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. : ) Pozdrawiam.
hahahah orka zawsze spoko ; )) Cieszymy się, że Ci się podobało ;* / Jula
UsuńOd rana co godzinę odświeżałam waszego bloga czekając na rozdział :P
OdpowiedzUsuńDzięki wam zdecydowanie poprawił mi się humor... wiem że i tak za niedługo pójdę spać a rano po moim humorze pozostaną jedynie wspomnienia ale po ciężkim dniu świątecznym z rodzinką każda chwila radości jest bezcenna :D
czekam na kolejny rozdział <3
Hahah super :D teraz to ja nie zasne bo tak mi sie milo zrobilo hahah <33 / Jula ;)
UsuńRozdział fenomenalny ! Ale czego innego można spodziewać sie po takim prologu? Jednak mam kilka uwag...... Pózniej jak prowadzą rozmowę, to zamiast myslnikow są gwiazdki i to trochę myli, możecie to zmienić ? Lepiejby sie wtedy czytało. Jeszcze jedna sprawa: ta dziewczyna to czarownica ? Bo jakoś nie wystraszyla sie ani nie zdziwiła na widok skrzatow... Trochę niedopraciwane ...... Ale oprócz tego nie mam żadnych uwag! Piszcie dalej ! Czekam i pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~ nieidealna
Blaise chodzi do klubow dla czarodzieji ^^ tak tak zaraz wszystko poprawimy ;) / Jula.
UsuńŚwietny rozdział <3 Opłacało się czekać :)
OdpowiedzUsuńEmily i Alice są cudowne. Ah ta Pansy... No i Draco ^^ Hihihi nie ma to jak się upić i wrzucić matkę swojego przyjaciela do basenu <3
Naprawdę gratuluję pomysłu czekam z niecierpliwością na następną notkę ;)
genialny rozdział nawet prolog przebił a ten był po prostu cudowny, no to teraz tylko czeakć na 2 mam nadziję jak najszybciej ;D
OdpowiedzUsuńczekaj.. czy Ty jesteś Catherine Mayson? znaczy ze zmienionym nickiem xd
OdpowiedzUsuńemm . chyba jednak nie xd
Usuńsory za głupie pytanie :/
Pytanie nie głupie, za to bardzo trafne i prawdziwe ;*
UsuńTak, tak, Catherine wita was.. ponownie? xd
Eee :3 / Natalia :)
PS. Nie zmieniłam nicka, tylko konto mam nowe :D
i powiedz Ty mi kobieto.
Usuńczy ty chcesz żebym na zawał padła?
podobno wróciłas a ja nie moge wejść na oddzial milosci :c
pomóż :'(
Tego bloga juz dawno nie ma ;)
Usuńale to nie wracasz już z tamtym blogiem ? :c
UsuńNie C:
UsuńAle ta historia jest lepsza, nieprawdaż? :D
/ Natalia ;*
świetny! :D
OdpowiedzUsuńOczywiście rozdział wspaniały. Długi i zabawany, a tekst:
OdpowiedzUsuń"- Stary, wrzuciłeś moją mamę do basenu i krzyczałeś „uwolnić orkę”" tak mnie rozśmieszył, że pewnie wyglądałam jak idiotka śmiejąc się do monitora :D
Proszę szybko o kolejny rozdział bo czekam z niecierpliwością :)
Pozdrawiam i dużo, dużo weny życzę :*
Hahah widze że orka rozwala wszystkich hahah ;> dziekujemy <33 / Julaa
Usuńhhahaha :D Kocham ORKĘ <3 Wspaniale napisane ! :D Uwielbiam Blaisa <3 :D nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ! :D Dziewczyny piszczcie i w czasie wolnym może zajrzycie do mnie ? :D Co prawda nie dramione ale też ślizgoni :D http://princess-in-slytherin.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAjajja uwielbiam Ślizgonów ; ) oczywiscie że będziemy zagladać ; ) no i przyokazji bedziemy informowac Cie o nowych notkach ;) / Jula
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńRozdział GENIALNY! hhahah tekst o orce był zajbisty <3
OdpowiedzUsuńBlaise przebrany za króliczka- hahah co to w ogóle było :) śmiałam się jak idiotka ;p
Znalazłam kilka błędów, wybaczcie, ale muszę. Chodzi głównie o końcówki:
'pannom Granger', w tekście jest 'panną Granger'
'leśną tęczę' nie 'tęcze'
i jeszcze jedna rzecz, tylko nie wiem czy dobrze to zrozumiałam:
"Przygryzła dolną wargę w zalotnym geście i zatrzepotała rzęsami. Blaise uśmiechnął się kpiąco. Uwielbiał to, jak działają na niego dziewczyny. "
Tam nie powinno być przypadkiem "uwielbiał to jak działał na dziewczyny"?
To chyba tyle. Mam nadzieję, że nie obrazicie się za wytknięcie błędów...
Pozdrawiam,
czekam na nn.
Drowned :)
hahah nawet nie zauważyłyśmy tych błędów xd ale nie nie obrazimy się ;) przyjmiemy nawet najgorszą prawdę. Błędy poprawimy zaraz jak skończymy opracowywać nastęony rozdział pozdrawiam / Jula ;*
Usuńnie mogę się doczekać 2 rozdziału :)
UsuńDrugi rozdział juz jutro :) dzisiaj nie zdarzymy go wstawić bo nie mam jeszcze fragmentu od Natalii : ) dopniemy wszystko na ostatni guzik i postaramy sie szybko wstawić rozdział. / julaaa
UsuńBardzo podoba mi się ten blog. Notatki są świetne! Chciałabym je czytać i czytać. Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Ha ha jak dla mnie bomba rozdział :D
OdpowiedzUsuńPierwszy raz tu zajrzałam i muszę przyznać, że będę tu częściej zaglądać :D
Widać, że Wasz blog ma w sobie nuty oryginalności i tak trzymać ;)
Najbardziej spodobały mi się te fragmenty (pozwólcie, że zacytuję):
# "- Co tu się kurwa… - zaczął, ale kiedy zobaczył swoje odbicie w lustrze, stanął jak wryty.
- Od kiedy robię za palyboy’a? – zapytał z uśmiechem na ustach i pokręcił swoim różowym tyłkiem. Tleniony pokręcił głowa z dezaprobatą, ale kąciki jego ust uniosły się ku górze."
# "- Z jednej strony dobrze, że niczego nie pamiętasz – przyznał Zabini – byłeś tak nawalony, że szkoda gadać.
- Weź przestań, na pewno nie byłem aż tak pijany.
- Stary, wrzuciłeś moją matkę do basenu i krzyczałeś „uwolnić orkę” – powiedział rozbawiony.
- O kurwa! Nie gadaj, co z nią? – zapytał przerażony.
- Nic, a co ma być? Odpłynęła na wolność – przyznał tłumiąc chichot."
# "- Blaise! Draco! Śniadanie! – krzyczała z dołu.
- Czyżbym słyszał śpiew orki o poranku? – zadrwił Blaise, za co dostał mało delikatnego kuksańca w ramię."
# "- Gówno mnie to obchodzi. Możesz spalić, rzucić klątwę albo dać babci Krysi na urodziny – warknął i wyszedł ze sklepu trzaskając drzwiami."
# "- Uspokój się Parkinson, bo wyglądasz jak mops z wścieklizną – powiedział rozbawiony całą sytuacją Zabini.".
Po tych fragmentach nieźle się uśmiałam, a szczególnie fragment o orce rozwalił system xD
Dałyście czadu !
Na prawdę super rozdział :)
Oby następny był tak samo świetny jak ten :D
Sama piszę o Dramione, dlatego na 100% będę tu zaglądać, jak napisałam powyżej =]
Życzę dalszej weny i powodzenia w dalszym pisaniu !
Pozdrawiam !
Witam Ci ponownie Catherine :* Wszystko spoko, super, ekstra, tylko nie rozumiem jednej rzeczy - po co Emily zapisywała rzeczy, które musi kupić? Z tego co wiem, to razem z listem jest przysyłana lista rzeczy, które pierwszroczniacy muszą mieć :) No ale może po prostu zbyt dokładnie czytam, tylko troszkę bez sensu mi się to wydaje. ;) Pozdrawiam, życzę dużo weny i czekam na kolejny rozdział :D
OdpowiedzUsuńHej Annie, miło mi znów widzieć twój komentarz. :)
UsuńMasz rację, ale nie każdy mógł to wiedzieć, a tym samym chciałam jakoś napisać, że Emily zawszę lubi mieć wszystko dopięte na ostatni guzik, bo potem chcę jeszcze rozwinąć te myśl, a jednocześnie pokazać, że bliźniaczki mają całkiem odmienne charakterki ;)
Widzę, że starzy fani wracają :D / Julaa
OdpowiedzUsuńNo jak nie jak tak :*
UsuńZawsze wierni ^^
UsuńTak! Cieszę się, że odnalazłam moją dawną Catherine :* Muszę przyznać, że tworzycie zgrany, zdolny duet :D
UsuńHahahah no dziekujemy :* / Julaaa
UsuńBlaise był ciemnoskóry i z wyglądu w ogóle nie przypominał Dracona.. Ogólnie, kanonicznie to na pewno nie jest..
OdpowiedzUsuńI NIE, nie piszę tak dla tego, że nienawidzę opowiadań z sraktylionem nowych postaci i wymysłów.
Btw. Również nie rozumiem zapisania listy przez Emily- no błagam, LOGIKI! List do kieszeni i na Pokątną- po co go przepisywać? Kopia do Muzeum Listów z Hogwartu? ._.
W zakładce "bohaterowie" możesz zobaczyć postać Blaise'a. Owszem, postać jest zmieniona na potrzeby opowiadania. A co do tej listy, to ważne jest, ze ja widzę w tym sens. Krytyka jest oczywiście jak najbardziej wskazana! Mam nadzieje, ze nowa postać Blaise'a i lista zakupów Emily nie przeszkadza ci w czytaniu.
UsuńPozdrawiam, Natalia
I jeszcze to 8 godzin. Naprawdę, proszę, nie rozśmieszajcie mnie. Śmiech to zdrowie, ale to jest przedawkowanie!
OdpowiedzUsuń8 z przerwami. Nie smiej sie lepiej. Bo bedziesz miala zmarszczki. Napisz wlasnie zobaczymy ile bedziesz pisac.
OdpowiedzUsuńSwieetne. <3
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie : http://opposites-always-attract.blogspot.com/?m=1
Czy to śpiew orki?! Hahaha!! Uśmiałam się przy tej rozmowie. Kocham jak Zabini jest taki dowcipny i zabawny. Nie wiem dlaczego, ale zawsze takiego sobie wyobrażałam, tak jak Malfoya, ale on taki tylko wtedy, gdy jest z kimś na kim mu zależy <3
OdpowiedzUsuńOgólnie kocham tego bloga!!!!!!!!
Pozdrawiam
~hope~
Nie ma jak dezorientacja draco
OdpowiedzUsuńLOVE
Ale czad XD I te moment rozmowy Draco z Zabinim XD Najlepszy dla mnie fragment: "- Od kiedy robię za palyboy’a? – zapytał z uśmiechem na ustach i pokręcił swoim różowym tyłkiem." Od razu to sobie wyobraziłam XD A teraz standardowe pytanie: Kiedy następny rozdział?
OdpowiedzUsuńPS. EJ!!! WŁAŚNIE ZAUWAŻYŁAM ŻE TEN ROZDZIAŁ BYŁ DODANY 2 LATA TEMU!!!! CZEMU NIE PISZECIE DALEJ?? :c
50 year old Information Systems Manager Hedwig Girdwood, hailing from McBride enjoys watching movies like "Legend of Hell House, The" and Painting. Took a trip to Himeji-jo and drives a Legacy. przekierowanie tutaj
OdpowiedzUsuń